Gretkowska skończyła kurs glazurnictwa. Autorka gorzko o sytuacji polskich pisarzy
"Nieważne, że od 30 lat, żyjąc z książek płacę podatki. Chociaż wydałam 30 książek, nie przysługuje mi ubezpieczenie, chorobowe ani pisarska emerytura. Za chwilę kończę 60 lat i nie przysługuje mi nic, dla mojego kraju jestem przecież darmozjadem" - napisała Manuela Gretkowska w felietonie dla portalu Na Temat. Znana powieściopisarka, scenarzystka i eseistka szczerze o wyzwaniach, z jakimi przychodzi się jej mierzyć w życiu zawodowym.
Manuela Gretkowska to znana i ceniona powieściopisarka, felietonistka i scenarzystka. Jej książki często trafiają na listy bestsellerów, są szeroko komentowane i niejednokrotnie budzą wiele emocji.
W najnowszym felietonie na łamach portalu Na Temat Gretkowska napisała szczerze o wyzwaniach, z jakimi przychodzi jej się mierzyć jako pisarce w Polsce.
- Przeczytałam niedawno ogłoszenie zdesperowanej pisarki szukającej pracy: umiem sprzątać. Też bym potrafiła, ale zarobek z tego nie jest duży, niewiele większy niż z prozy. Mogę się znaleźć w podobnej sytuacji - napisała gorzko Gretkowska.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Gretkowska podczas Kongresu Kobiet: "Włóżcie te torby! W Polsce wprowadza się szariat!"
W felietonie autorka obwieszcza, że w obliczu niełatwej sytuacji zdecydowała się pójść na kurs glazurnictwa.
Na szczęście jestem kobietą, która żadnej myśli, ani tym bardziej pracy się nie boi. Postanowiłam więc pójść na kurs glazurnictwa. Amatorsko kładłam już kafelki, zdałam w młodości na sztuki piękne, czyli mam wyczucie symetrii. Po 60 godzinach praktyk zawodowych na Pradze dostałam zaświadczenie "zgodne z ustawą Ministerstwa Edukacji w sprawie kształcenia ustawicznego" - pisze Gretkowska.
- Jakby co, mam fach w ręku i papier. Myślę o znalezieniu koleżanki po piórze dołującej finansowo, żeby założyć firmę "Kładziemy kulturalnie" - ironicznie dodaje.
Gretkowska w swoim felietonie podnosi również kwestię tantiem. Jak wspomina, jej apele spotkały się z nieprzychylną reakcją czytelników i brakiem reakcji ze strony państwa.
Na biblioteczne tantiemy nie ma co liczyć. Lata temu, gdy przypomniałam publicznie o niewywiązywaniu się naszego państwa z unijnego obowiązku płacenia za biblioteczne wypożyczenia, zostałam wybrana "Obciachem roku". Oburzeni czytelnicy obiecywali wyrzucać moje książki z półek - pisze otwarcie felietonistka.
- Jeżdżąc po całym kraju, dowiaduję się od bibliotekarek, że moje książki są wypożyczane chętnie i często. W efekcie dostaję kilkaset zł rocznie, mniej więcej tyle, ile płacę miesięcznie za prąd. Więcej zarobię, kładąc kafelki przy cenach robocizny: 120 za metr kwartowy – podsumowuje gorzko pisarka w felietonie dla portalu Na Temat.