Młoda dziennikarka TVP zamordowana przez kochanka. Była wówczas w ciąży
25-letnia Martynika Ł., była dziennikarką TVP z Wrocławia, zginęła w tajemniczych okolicznościach w 1990 roku. W chwili śmierci była w 8. miesiącu ciąży. Ostatecznie jej zabójca został po kilku latach odsiadki ułaskawiony przez prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego.
Kariera Martyniki Ł.
Martynika Ł. była młodą nauczycielką, która po ukończeniu studiów pedagogicznych rozpoczęła pracę w jednej z wrocławskich szkół. Jej nowoczesne podejście do nauczania nie spotkało się z aprobatą przełożonych, co zmusiło ją do zmiany ścieżki kariery. Ostatecznie znalazła zatrudnienie w Telewizji Polskiej, gdzie poznała Jana Sz.
Romans i plany na przyszłość
Martynika i Jan Sz. poznali się podczas pracy nad programem "Sałata dla małolata". Ich relacja szybko przerodziła się w romans, mimo że oboje byli w związkach małżeńskich. Martynika zaszła w ciążę, a para planowała wspólną przyszłość, w tym ślub i wychowanie dziecka - podawała lata temu "Gazeta Wyborcza".
Tragiczny finał
Pod koniec lipca 1990 roku Martynika została znaleziona martwa w wannie w swoim mieszkaniu. Okoliczności jej śmierci były niejasne, a jedynym podejrzanym stał się Jan Sz. Policja popełniła wiele błędów w zabezpieczaniu dowodów, co utrudniło śledztwo. Jej pogrzeb odbył się miesiąc po zabójstwie. Została pochowana na Cmentarzu Grabiszyńskim we Wrocławiu.
Proces i kontrowersje
Proces Jana Sz. opierał się głównie na poszlakach. Mimo braku jednoznacznych dowodów, został skazany na 25 lat więzienia. W 2001 roku, po 11 latach, został ułaskawiony przez prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, co wywołało kolejne kontrowersje - podawał serwis opolskie.naszemiasto.pl. Po wyjściu na wolność Jan Sz. zmienił nazwisko, ponownie się ożenił i wyjechał z Wrocławia. Pod wnioskiem o jego amnestię podpisał się m.in. Marek Edelman, bohater powstania w warszawskim getcie.
Dziedzictwo sprawy
Sprawa Martyniki Ł. stała się inspiracją dla filmu "Bezmiar sprawiedliwości" z 2006 roku, który ukazuje, jak błędy w postępowaniu przygotowawczym mogą prowadzić do skazania bez jednoznacznych dowodów. Historia ta pozostaje jednym z najbardziej zagadkowych przypadków w polskim wymiarze sprawiedliwości.