Zdawało się, że rok 2024 będzie należał do Jennifer Lopez. Artystka w lutym, po niemal dziesięciu latach przerwy, wydała nowy album "This Is Me…Now". Równocześnie z nowym albumem na Amazon Prome Video premierę miał film dokumentalny "This Is Me…Now: A Love Story". Scenariusz filmu J.Lo napisała wspólnie ze swoim mężem Benem Afleckiem.
Nie wszystko poszło jednak zgodnie z planem. W czerwcu 54-letnia artystka rusza w trasę koncertową. Zainteresowanie koncertami jest jednak... znikome. Jak donosi magazyn "The Rolling Stone" diva odwołała już siedem koncertów w USA.
Każdy kto kupił bilet na koncert w Cleveland, Raeigh, Atlancie, Tampie, Nashville, Houston i Nowym Orleanie otrzymał jedynie lakoniczną wiadomość, bez powodu, dlaczego odwołano imprezę.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Płyta też nie cieszy się takim zainteresowaniem, na jaki liczyła wokalistka. I to mimo zapowiedzi, że jest to jej ostatni krążek w karierze.
Zobacz również: To nowy James Bond? Wszystko będzie jasne w tym tygodniu
Fani nie szturmują sklepów i serwisów streamingowych, by posłuchać muzycznych nowości od żony Bena Aflecka. Na "Billboard 200" - czyli na liście dwustu najlepiej sprzedających się albumów w Stanach Zjednoczonych "This Is Me…Now" zadebiutował na... 38. pozycji.
Z całą pewnością nie tak planowała to dojrzała już gwiazda muzyki pop. Chciała porwać tłumy i zrobić nieprawdopodobne show. Jednak niemal dziesięć lat czekania na nowe wydawnictwo na tyle ostudziło zapędy fanów, że Ci zdaje się, po prostu o niej zapomnieli.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.