Joanna Osypowicz razem z poznanym na planie "Rolnik szuka żony" mężem prowadzi gospodarstwo rolne w Sławatyczach — małej wsi przy granicy z Białorusią. Do ukochanego przeprowadziła się z Gębic w Wielkopolsce. Właśnie tam wspólnie wybrali się w odwiedziny.
Jednym z punktów wycieczki była wizyta na lokalnym cmentarzu. Nie należała do przyjemnych, o co "zadbał" niezidentyfikowany sprawca. Celebrytka pokazała, że z nagrobka został zdjęty krzyż, a to spowodowało pęknięcie tablicy z datami śmierci jej krewnych. O przykrym widoku opowiedziała w sieci. Do złodzieja skierowała gorzkie słowa.
Ciężko ująć w słowach takie postępowanie. Człowieku (o ile można Ciebie tak nazwać) - mamy nadzieję, że kradzież metalowego krzyża z grobu naszych pradziadków wyjdzie Ci bokiem. Nie wiem, kim trzeba być, żeby kraść z cmentarza, w dodatku krzyże… Karma wraca — napisała na Facebooku.
Rozemocjonowana gwiazda "Rolnik szuka żony" uznała przykre zdarzenie za dziwne i podejrzane. Wszak krzyż stał na miejscu od 50 lat, aż "komuś zaczął przeszkadzać". Grono potencjalnych sprawców ograniczyła do mieszkańców rodzimej miejscowości.
Okazuje się, że nie ma o nich najlepszego zdania. W sieci przyznała, że w obecnym miejscu zamieszkania ludzie są o wiele milsi, w czym ostatecznie się utwierdziła. Z goryczą dodała, że "ludzka życzliwość przybrała twarz chamstwa".
Mam nadzieję, że złodzieja (lub złodziei) złapią wyrzuty sumienia i krzyż wróci na swoje miejsce. [...] Dawno nie było mi tak przykro i nie byłam aż tak zniesmaczona — podsumowała na Instagramie.
Oburzenie Joanny Osypowicz niewątpliwie jest uzasadnione. Oby jej wezwanie dotarło do grabieżcy. Jeśli nie zdążył upłynnić swojej niechlubnej zdobyczy, ma szansę zwrócić ją na cmentarz.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.