Wojciech Malajkat należy do wąskiego grona polskich artystów, którzy pragną, aby świadczyły o nich ich role, a nie wywiady udzielone w mediach. Oczywiście szersze grono kojarzy go choćby z "Listów do M." czy głosu jakże szarmanckiego Kota w Butach ze "Shreka". Tymczasem sam Malajkat jak ognia unika medialnego szumu. Rzadko kiedy można spotkać go na ściankach. Ba, nawet nie ma swojego oficjalnego profilu w żadnym z mediów społecznościowych.
Nic więc dziwnego, że kiedy wreszcie zgodził się wziąć udział w programie TVP Info pt. "Sto pytań do", to zainteresowanych możliwością rozmowy z nim nie brakowało.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Polski aktor zwrócił się do amerykańskiego prezydenta
Aktor udzielił odpowiedzi na różne tematy, takie jak emocje, praca a także momenty z życia, które zapadły mu w pamięć. Dodał jednak, że uważa, że jest mu dane żyć w swego rodzaju "bańce".
Żyję w teatrze, świecie sztuki, który jest pewną oazą. Ale to nie znaczy, że nie wiem, co się dzieje naokoło i czasem dotykają mnie obie te emocje: radość z tego, że ktoś mnie widzi albo ja kogoś, ale również niechęć - przyznał.
Dziennikarze nawiązali też do tego, że Malajkat miał mieć kontakt z prezydentem Donaldem Trumpem.
Pisałem już listy do prezydenta Trumpa, więc właściwie jesteśmy już starymi znajomymi. On nie odpisał, ale znaleźli się Polacy, którzy chętnie odpisali w złowrogim dosyć tonie - wyznał Malajkat.
- Mieliśmy akurat jedną z odsłon festiwalu międzynarodowego w akademii i wizyta Trumpa pokrzyżowała nam plany. Nie mogli ludzie dotrzeć do szkoły, żeby obejrzeć przedstawienia. Myślałem, że mam poczucie humoru, ale okazało się, że nie. Napisałem w miarę dowcipny list do prezydenta, żeby chociaż nam zwrócił parę dolarów za to, że odwołaliśmy przedstawienia. Dostało mi się za to" — tłumaczy aktor.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.