Rodzina pięcioraczków z Horyńca od pewnego czasu żyje w Tajlandii. Choć pojawiały się pomysły o powrocie do Polski, taka decyzja nie zapadła ze względu na dzieci, którym podoba się obecne miejsce zamieszkania.
Małżeństwo wynajmowało nieruchomość, ale umowa skończyła się w grudniu. Teraz rodzina już jest po przeprowadzce.
Niedawno państwo Clarke musieli przeprowadzić się z luksusowej willi do skromniejszego domu ze względów finansowych. Środki są im potrzebne przede wszystkim na rehabilitację i leczenie dzieci, w tym syna Czarusia, który robi znaczące postępy w terapii. Mają również trudności ze sprzedażą domu w Polsce.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jak podaje "Fakt", decyzja o kolejnej przeprowadzce wywołała falę krytyki. Internauci zarzucają im brak stabilizacji i działanie na szkodę dzieci. "Gdzie znowu... życie na walizkach...", "Stale się przeprowadzać, to nie jest dobre dla dzieci" - pisali w komentarzach.
Mama pięcioraczków odpowiada na krytykę. "Stabilizacja to rodzina, nie budynek"
Dominika Clarke odniosła się do zarzutów w emocjonalnym wpisie. "Dla nas stabilizacja to nie budynek, ale rodzina, która razem stawia czoła światu, niezależnie od tego, gdzie jest" - napisała. Podkreśliła nieprzewidywalność życia i konieczność podejmowania trudnych decyzji.
"Tak, koszty są wysokie. Tak, życie nas zaskakuje. Ci, którzy mieli lub mają chore dziecko, wiedzą, że rodzic zrobi absolutnie wszystko, by zobaczyć swoje dziecko szczęśliwe, by dać mu szansę na życie pełne radości i możliwości" - dodała Dominika. Wyraziła również chęć spełnienia marzeń swoich dzieci o pozostaniu w "kraju uśmiechu".
Dominika zaznaczyła, że najważniejsze jest dla nich zdrowie dzieci i wspólne pokonywanie trudności. "Czaruś każdego dnia uczy nas, jak walczyć o siebie. Kiedy on stanie na własnych nogach, i my staniemy" - podkreśliła.