Nowa "Awantura o kasę" została zainaugurowana bez fajerwerków. Krzysztof Ibisz pojawił się ubrany tak samo, jak przed 20. latami — w stójkowy garnitur. Bez długiego wprowadzenia przystąpił do losowania pierwszego pytania.
Zgodnie z odświeżonymi zasadami licytacje zaczęły się od 500 zł, a kwoty bazowe niebieskich, żółtych i zielonych ustalono na 10 000 zł. Wygrani musieli zmierzyć się z zagwozdką dotyczącą nazwiska gwiazdy z pierwszej okładki w historii "Playboya". Chodziło oczywiście o Marylin Monroe.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Internauci bardziej od kwestii merytorycznych, skupili się na komentowaniu tego, jak wypadł Krzysztof Ibisz i co robiła liderka jednej z drużyn. W 1. odcinku "Awantury o kasę" z licytacjami widowiskowo radziła sobie przewodnicząca drużyny niebieskiej.
"Za sprawą konkretnej i sympatycznej pani Justyny z niebieskich były emocje, a licytacje ostre", "Jedyny minus to odejście od tych dżingli sprzed lat.", "Czułem się, jakbym się cofnął w czasie. Tylko Ibisz młodszy", "Justyna skradła show, odważnie grała", "Pani Justyna licytowała jak lwica, szkoda, że przegrała" - czytamy na Instagramie.
Widzowie niepocieszeni po 1. odcinku "Awantury o kasę"
Wspomniana pani Justyna jest studentką pielęgniarstwa, a do studia "Awantury o kasę" przyjechała razem z mamą, bratem i wujkiem. Wszyscy bez problemu wygrywali z przeciwnikami w pierwszym etapie, doskonale odpowiadając z zakresu biologii.
Później nie było tak łatwo. Starcie z mistrzami okazało się za trudne, podobnie jak pytanie z historii. Nie da się ukryć, że fani teleturnieju nie byli zadowoleni, że tak potoczyły się losy ich ulubieńców.
Produkcja autorstwa grupy ATM była emitowana także za granicą. Licencję od Polaków wykupiła telewizja z Nowej Zelandii. Tam program nosił nazwę "Cash Battle". Od 5 października w Polsacie emitowany jest w weekendy o 17:30.