Dla sympatyków odejście Anny Wendzikowskiej z TVN-u było ogromnym zaskoczeniem. Od razu ruszyła lawina spekulacji, czy dziennikarka została zwolniona, czy odeszła z pracy dobrowolnie. Po jakiś czasie sama zainteresowana postanowiła rozwiać wszelkie wątpliwości i poinformowała, że odejście było jej decyzją, do której dojrzewała od dłuższego czasu.
Do tematu niewłaściwych zachowań w stacji Wendzikowska wróciła w podcaście "Gwiazdy Sołtysika". W rozmowie z Andrzejem Sołtysikiem dziennikarka podkreśliła, że starała się zgłaszać "sytuacje mobbingowe", które były jednak za każdym razem "uciszane". Dziennikarka podkreśliła, że sytuacja nieco się zmieniła po tym, jak z TVN odszedł Edward Miszczak.
Czas najwyższy się pochylić nad tym, co się dzieje w "Dzień dobry TVN", bo to eskalowało do takich rozmiarów, że lepiej chyba się tym zająć od wewnątrz, niż żeby to wylazło na zewnątrz — stwierdziła Wendzikowska.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Dziennikarka podkreśliła stanowczo, że mobbing nie był głównym powodem jej rozstania z pracodawcą. Przyznała, że nosiła się z tym zamiarem od dłuższego czasu i jej decyzji nie zmieniło nawet załatwienie problemu. - Czułam, że nadal muszę to miejsce za sobą zostawić, mimo że było mi potwornie szkoda - stwierdziła.
Wendzikowska mówi wprost "nie byłam jedyna"
Anna Wendzikowska podkreśla, że nie ona jedyna była gnębiona w pracy. Takich przypadków miało być znacznie więcej. Zdradziła, że kilka osób zdecydowało się na pójście do sądu. Dla kilku skończyło się to poważnymi problemami ze zdrowiem psychicznym.
Było i parę procesów, tam były osoby, które wylądowały w psychiatryku na psychotropach i naprawdę ludzie, którzy w trudnej sytuacji byli, dużo trudniejszej niż ja, bo ich nikt nie chciał wysłuchać — powiedziała dziennikarka.
Wendzikowska powiedziała Sołtysikowi, że zdecydowała się mówić głośno o mobbingu, kiedy zorientowała się, że sprawa nie dotyczy tylko jej samej, ale także wielu innych osób, które nie mają takiej siły przebicia.
Postanowiła również szczerze opowiedzieć o swoich zarobkach. Podkreśliła, że pod koniec otrzymywała 10 tys. zł miesięcznie, ale w okresie pandemii na jej konto wpływało zaledwie 3 tys. zł i wtedy przyszło jej do głowy, że "to nie ma sensu".
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.