Sprawdzamy pogodę dla Ciebie...
Aneta Polak
Aneta Polak | 
aktualizacja 

Wodecki miał ksywkę "krawężnik". Córka legendy opowiada o ojcu

32

– Tata był urodzonym muzykiem. Bez muzyki nie mógł żyć – mówi nam Katarzyna Wodecka-Stubbs, dyrektor festiwalu WODECKi TWIST i córka zmarłego siedem lat temu artysty. W rozmowie z o2.pl opowiedziała m.in. o tym, dlaczego w jej domu rodzinnym trzeba było wyłączać radio i czemu Zbigniew Wodecki nie lubił chodzić na wywiadówki.

Wodecki miał ksywkę "krawężnik". Córka legendy opowiada o ojcu
Katarzyna Wodecka-Stubbs propaguje twórczość ojca (AKPA, Katarzyna Wodecka-Stubbs)

Aneta Polak, dziennikarka o2.pl: Jakim tatą i dziadkiem był Zbigniew Wodecki?

Katarzyna Wodecka-Stubbs: Tatą był szybkim, legendarnym i za młodym. Dbał bardziej o zdrowie niż o szkołę. Nie chodził na wywiadówki, bo jak miał chodzić, to wiadomo było, że niepotrzebnie zrobi jakieś "piekiełko", aferę w szkole, więc woleliśmy go tam nie wypuszczać. Ćwiczyć przy nim nie mogliśmy, bo był muzykiem ze słuchem absolutnym.

Był wspaniałym dziadkiem, a wnuków miał piątkę, więc było co robić. Odprowadzał dzieci ze szkoły i do szkoły. Jak tylko pojawiał się w Krakowie, to szedł na ul. Basztową 8 (tu znajduje się Ogólnokształcąca Szkoła Muzyczna I stopnia im. Ignacego Paderewskiego w Krakowie - red.), żeby zabrać dzieci na lody. Spędzali razem bardzo dużo czasu.

Tata chciał, żeby dzieci poszły w jego ślady?

Ojciec nie chciał, żebyśmy byli muzykami. Uważał, że to jest bardzo ciężki zawód, chociaż oczywiście byliśmy w szkołach muzycznych.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: Jakim świętem dla Natalii Kukulskiej jest Dzień Matki? "Wspólny czas jest bezcenny"

Wspomniała pani, że tata nie lubił, kiedy przy nim ćwiczyliście. Dlaczego?

Nie trzeba mieć słuchu absolutnego, żeby nie wytrzymywać ćwiczenia 7-9-letnich dzieci na skrzypcach czy oboju. To jest generalnie nie do wytrzymania, a dla muzyka jest to jeszcze bardziej ciężkie. Mój tata miał nikłą cierpliwość, jeżeli chodzi o muzyków i to nie tylko w stosunku do dzieci, ale też w stosunku do muzyków, z którymi grał.

Miał wielki szacunek do osób umuzykalnionych, uważał, że solidne wykształcenie muzyczne jest niezbędne, żeby nazywać się muzykiem. Mimo wszystko z czasem trochę zdanie zmieniał. Na przykład na spotkaniach z Mitch & Mitch był zachwycony sposobem zabawy i lekkością w muzyce. Natomiast jeśli ktoś muzycznie był niezbyt dobry, niewyćwiczony, zabrakło mu rzemiosła, to mój tata miał nikłą cierpliwość na takie sytuacje.

A z czego wynikało to, że tata nie lubił chodzić na wywiadówki?

Uważał, że zdrowie jest najważniejsze, że życie jest najważniejsze i dla niego to była jakaś strata czasu, że on musi słuchać, że jego 9-letnie dziecko jest słabe z matematyki. Jeśli ktoś zaczynał narzekać, że jego dziecko za mało poćwiczyło albo nie napisało klasówki, to czuł totalne zniecierpliwienie.

Tak przejawiał się jego brak cierpliwości do takich doczesnych, zwykłych rzeczy. Raczej chodził z nami na tenisa czy na lody. Dzienniczki w naszym domu nie były jakoś specjalnie brane pod uwagę. Również przez moją mamę. To było pokolenie, w którym ludzie się lubili, spotykali, żeby porozmawiać, spędzali dużo czasu ze sobą. Nie było wyścigu szczurów.

Mój tata był bardzo wesołym, promiennym człowiekiem, czasem cholerykiem, jak był młodszy i wtedy rzeczywiście pojawiały się jakieś napięcia. Ale tylko przez chwilę był srogi. Nie robił z siebie "ojca na tronie", tylko był właściwie kolegą. Może dlatego nie traktował szkoły poważnie.

A dlaczego uważa pani, że Zbigniew Wodecki był "za młodym tatą"?

Mój tata miał 20 lat, jak zaczęły się pojawiać dzieci w jego życiu. W tym samym momencie komponował, grał z Ewą Demarczyk, z Anawą, grał w orkiestrze radiowej, zaczął tworzyć swoje kompozycje. Wkrótce, już przy drugim, trzecim dziecku, zaczął zdobywać nagrody festiwalowe, w międzyczasie robił jeszcze dyplom z muzyki klasycznej.

Grał Karłowicza (polski kompozytor i dyrygent - red.), więc to jest w ogóle inny poziom, jeśli chodzi o umiejętności muzyczne. Zresztą dyplom zagrał z wyróżnieniem i zaproszono go do Akademii Muzycznej bez egzaminów. Natomiast zdecydował się na granie estradowe, komponowanie piosenek i śpiewanie do publiczności. Zdecydowanie bardziej mu się to podobało.

W dokumencie "Lubię wracać tam, gdzie byłem" słyszymy słowa, które mogą być dla niektórych zaskoczeniem. "Dzięki Bogu tata mnie lał. Gdyby mnie nie lał, to by ze mnie nic nie było" - mówi Zbigniew Wodecki. Czy Pani tata zapłacił wysoką cenę za bycie muzykiem?

Opowiadał o tym właściwie dziękując za dopilnowanie. Kolokwialnie nazywał to "tata mnie lał", ale tata po prostu go pilnował, żeby ćwiczył. Bycie muzykiem oznacza ćwiczenie kilka godzin dziennie. Jak już poćwiczył, to wychodził, choćby nawet ze Skaldami (zespół założony przez Andrzeja i Jacka Zielińskich - red.), bo mieszkali po sąsiedzku i bardzo często grali w piłkę. Mój tata nazywany był przez nich "krawężnikiem", bo był najmniejszy.

Myślę, że w kontekście dzisiejszych czasów, to ten tekst ma sens. Tata powiedział to już w dorosłym życiu, w momencie, gdy on obserwował, jak ludzie, którzy nie ćwiczą po kilka godzin dziennie, nazywają się muzykami. Tata był urodzonym muzykiem. Bez muzyki nie mógł żyć, więc nie byłoby to dla niego dobre, gdyby z jego talentem był "rzemieślniczym kaleką".

We wspomnianym już dokumencie Irena Santor wyznaje, że to ona początkowo miała śpiewać "Chałupy welcome to". Czy Pani tata lubił grać te najbardziej popularne utwory, a może męczyło go powtarzanie ich podczas każdego koncertu?

To zależy na którym etapie życia. Bo na początku było śmiesznie, było fajnie, bo przecież "Chałupy" to jest totalny pastisz, a mój tata miał wspaniałe poczucie humoru. Ale z czasem ludzie zrobili z tego piosenkę biesiadną, bardziej - na wesoło i do grilla. Tak "pół na pół" lubił te "Chałupy".

Czy miał zatem ulubiony utwór?

Nie odpowiem na to pytanie za tatę, bo mój tata skromnym człowiekiem był. I nie obnosił się z tym, że coś mu wyszło, że było wspaniałe. Chyba dlatego wszyscy go tak kochają, bo był normalnym, fajnym człowiekiem. Nie był bufonem. Ale na pewno był dumny ze swoich kompozycji.

Pewnego razu pani brat miał stwierdzić, że do domu przyjechał "pan, który śpiewa Pszczółkę Maję". Czy faktycznie było tak, że tata był w domu rzadkim gościem?

Był rzadko obecny, ale my w ogóle tego nie odczuliśmy. Zawsze starał się wracać do domu po koncertach, zresztą organizatorzy potwierdzą, że zaraz po występie samochód stał niemalże pod drzwiami. Jak był w domu, to był najważniejszy - dla nas i dla mojej mamy. Tak sobie myślę, że "biedne" są raczej te dzieci, które mają tatę na co dzień, tyle że on nie ma dla nich czasu. A mój tata może w domu był rzadziej, ale za to był obecny na 100 procent. Dzieci wychodziły go przywitać nawet w nocy. On zresztą bardzo lubił klimat domowy: sztućce, głosy, rozmowy. Nie znosił za to muzyki w domu i trzeba było wyłączać radio.

Po koncertach był zmęczony muzyką?

Tak, był zmęczony. Nie lubił też muzyki "średniej", a w radiu jednak nie jest tak, że można posłuchać samych wybitnych utworów, więc słuchał głównie audycji publicystycznych.

Nie było mu łatwo aprobować muzykę, nazwijmy ją "zbyt popularną". Utwory ojca, które nazywamy "popularnymi", to są wbrew pozorom ogromnie trudne kompozycje. Wszystkim się wydaje, że umieją je śpiewać, a potem, jak wychodzą na scenę, to okazuje się, że te utwory wcale takie łatwe nie są.

Popularność nie przytłoczyła Zbigniewa Wodeckiego?

Mój tata lubił popularność. Bardzo lubił ludzi, brawa. Śpiewał dla ludzi i oni to czuli. Dlatego wciąż go kochają. Zjeździł całą Polskę, od sal wielkich po te maleńkie. Za każdym razem cieszyło go, jak spotykał się z ludźmi. Uwielbiał rozdawać autografy, skracać dystans i rozmawiać. Nie być tylko gwiazdą. Powtarzał, że dzień bez autografu jest dniem straconym.

Katarzyna Wodecka-Stubbs z zawodu jest producentką filmową i muzyczną. Jest też założycielką rodzinnej Fundacji im. Zbigniewa Wodeckiego i dyrektorką festiwalu WODECKi TWIST, poświęconego twórczości jej ojca.

Dziękujemy za Twoją ocenę!

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Które z określeń najlepiej opisują artykuł:
Wybrane dla Ciebie
Weronika Rosati szczerze o życiu w USA. Jest inaczej niż wielu myślało
Anna Lewandowska zaskoczyła fanów. Takie zdjęcie to rzadkość
Lekarz medycyny estetycznej spojrzał na twarz Górniak. Nie miał wątpliwości
Chcieli nazwać córkę tak, jak Magda Gessler. Urzędnik był bezlitosny
Piróg bezlitośnie zadrwił z Głowackiej w finale "Top Model". Wszystko przez jej męża
Szczere wyznanie Wayne'a Knighta. Tak utrata wagi wpłynęła na jego karierę
Ujawnili, jak mieszka się obok Rafała Trzaskowskiego. "Miły, spokojny"
Kasia Tusk w domowej odsłonie. Internauci ocenili
Sylwester bez Krzysztofa Ibisza. Wiadomo, dlaczego
Kto wygrał "Top model"? Oto wyniki 13. sezonu
Maluba uczy, jak jeść Drwala w McDonald's. Internauci: "Ale wiocha"
Roxie Węgiel i Julia Żugaj ofiarami klątwy "TzG"? W finale miały na sobie to samo
Wróć na
Oferty dla Ciebie
Wystąpił problem z wyświetleniem strony Kliknij tutaj, aby wyświetlić