Jajecznica za 67 zł, lody za 75 zł. Surowo ocenił najdroższy lokal w Zakopanem
Jajecznica za 67 zł to tylko jedna z szokujących pozycji w menu zakopiańskiej restauracji. Dymitr Błaszczyk z kanału Sprawdzam Jak postanowił ją odwiedzić i przekonać się, jak smakują serwowane tam absurdalnie drogie przystawki. "To chore" - komentował.
Kilka tygodni temu pisaliśmy o restauracji w Zakopanem, która wyjątkowo wysoko ceni swoje usługi. Właściciel lokalu ustalił stawki celowo, tłumacząc się dobrze sytuowaną klientelą z krajów arabskich. Uzasadniał, dlaczego cena jajecznicy (67 zł) powinna być jeszcze wyższa.
Youtuber z kanału Sprawdzam Jak pojechał na miejsce. Docenił wystrój restauracji, jednak nie mógł przekonać się do zasadności cen w menu. Kuchnia nie serwuje tam obiadów, a przystawki i desery. Ile zapłacił?
Zamówił pudding z nasionami chia za 50 zł, szarlotkę za 55 zł, deser lodowy w pucharku za 75 zł oraz espresso za 25 zł. Do rachunku została dodana obowiązkowa opłata za serwis. Łącznie Dymitr Błaszczyk zapłacił 226 zł. Okazuje się, że nie w każdym przypadku cena szła w parze z jakością.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Michał Szpak o Edycie Górniak. "Ona jest teraz w swoim świecie"
Nie róbmy sobie jaj, żeby to mogło aż tyle kosztować. [...] Pudding — ciasto zleżałe, nie jest chrupkie. Widać, że to nie jest robione na świeżo — tak mi się wydaje. Nie jest za słodki, to duży plus. [...] To jest niepojęte — komentował na YouTube.
Krytyczny był także wobec szarlotki. Docenił wielkość i dobre lody jako dodatek, jednak stwierdził, że całość wygląda zbyt zwyczajnie, jak za taką cenę. Smakowo i estetycznie absolutnie "niczym nie powalała".
Za te pieniądze? To jest chore. [...] To jest wyrzucanie pieniędzy w błoto — podkreślał.
Za najlepszy deser uznał wyceniony na 75 zł pucharek z lodami i owocami. Zastrzeżenia były tylko dwa — w naczyniu nie znalazła się bita śmietana, która była wymieniona w menu. Mimo zachwytów nad smakiem uznał, że kulinarna przyjemność nie była warta tej ceny.
"To miejsce to żart". YouTuber był jedynym klientem z Polski
Dymitr Błaszczyk podczas wizyty w restauracji w Zakopanem nie spotkał żadnego Polaka. Z jego obserwacji wynika, że główną klientelą rzeczywiście są turyści z Półwyspu Arabskiego, których w całym mieście w sezonie nie brakuje.
To miejsce to żart. [...] Wchodząc tutaj, na każdym piętrze byli praktycznie tylko klienci z tamtego rejonu świata. Wiadomo, że oni do biednych nie należą, więc można ceny [windować] - podsumował.