Tomasz Stockinger podbił publikę rolą hrabiego Leszka Czyńskiego w kultowym "Znachorze". Wówczas wdarł się do czołówki najprzystojniejszych polskich aktorów, co wiązało się nie tylko z zaszczytami.
Drugą stroną medalu były plotki, jakie od lat 80. przez kolejne dekady krążyły w prasie. Romanse, które mu wmawiano, nie miały dużo wspólnego ze stanem faktycznym. Przez to nauczył się nie nie brać takich wieści do serca. Minęło jednak trochę czasu, za nim oswoił się z tą częścią swojego zawodu.
Wiele lat temu buntowało się we mnie wszystko i było to dla mnie czymś nowym, bo czytałem o sobie bez uprzedzenia różne artykuły czasami nieprzyjemnie mnie przedstawiające, nie mając na to wpływu ani możliwości sprostowania pewnych spraw, ale musiałem się przyzwyczaić— wyznał na łamach Show News.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Tomasz Stockinger w tej samej rozmowie podzielił się kolejnym spostrzeżeniem. Jego zdaniem współcześni aktorzy pozwalają sobie na dużo więcej i chętniej opowiadają o życiu prywatnym. Kiedyś, jak mówi, "epatowanie uwagi publiczności" swoimi sprawami nie było stosowne.
Dzisiaj jest inaczej. To jest towar. Niektórzy bardzo chętnie ten towar sprzedają, a jeszcze inni ten towar kupują i odsprzedają dalej - analizował w Show News.
Tomasz Stockinger powoli znika z show-biznesu
69-letni gwiazdor "Klanu" ma prosty sposób, by stopować kłamliwe artykuły na swój temat. Coraz rzadziej pojawia się publicznie i nie bierze udziału we wszystkich eventach, na jakie go zapraszają.
Tomasz Stockinger stara się dawkować samego siebie fanom. Jest przekonany, że niedosyt dla wszystkich jest bardziej higieniczny. Podobnej wstrzemięźliwości pożyczył innym celebrytom, dodatkowo apelując, by przed zabraniem głosu mieli pewność, że to, co powiedzą, jest sensowne i mądre.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.