Warszawiacy od 1 sierpnia 1944 roku przez kolejne 62 dni bronili miasta. Dziś mija 80. rocznica jednego z najtrudniejszych momentów w tym okresie. 13. dnia walki wybuchł czołg-pułapka, w kilka sekund pochłaniając 300 ofiar.
Śmierć ponieśli także najmłodsi. Irenie Santor o ponurym wydarzeniu dopiero po latach opowiedział mąż. Wcześniej nie zdawała sobie sprawy, że powstanie dotknęło jego rodzinę tak bardzo.
Wtedy zginął brat mojego męża. Jaś Santor miał tylko 12 lat, zginął na wysadzonym przez Niemców czołgu u zbiegu ulic Długiej i Podwala — wyznała w "Fakcie".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Piosenkarka dowiedziała się, że Niemcy skrupulatnie przygotowali się do wysadzenia maszyny. Czekali do momentu, w którym Polacy będą przekonani, że udało im się ją zdobyć. Wówczas wypełniony materiałami wybuchowymi czołg eksplodował, niszcząc niemal wszystko wokół.
Jaś wspólnie z kolegami wskoczył na zdobyty przez powstańców czołg. I w tym momencie doszło do wybuchu — czytamy w tabloidzie.
Irena Santor wciąż pamięta o tragedii Powstania Warszawskiego
Całemu zajściu z odległości przyglądała się siostra Jasia. Mirosława, która w trakcie powstania była łączniczką Armii Krajowej z batalionem "Bończa", zdążyła tylko krzyknąć do brata: "Jaś, mama cię woła, wracaj do domu".
Dzielny 12-latek został pochowany w nagrobku — kwaterze walczących na warszawskiej Woli. Jest wymieniony z imienia i nazwiska. Irena Santor, która do stolicy przeprowadziła się dopiero na początku lat 50., stara się jak najczęściej odwiedzać cmentarz.
Piosenkarka nie ukrywa, że nie tylko w tym miejscu wspomina Powstanie Warszawskie. Jako że mieszka na terenie byłego getta, każde wyjście z domu uzmysławia jej, do jakich tragedii dochodziło na ulicach, które dziś tętnią życiem.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.