Karol Strasburger w latach 60. był sportowcem, a szczególnie upodobał sobie akrobatykę. Był na tyle uzdolniony, że wykonywana przez niego sztuczka była jedną z atrakcji w cyrku. Popisowym numerem przyszłego aktora, a wówczas obiecującego cyrkowca, był tzw. skok śmierci.
Polegał na skoku, trzymając ciało jedynie na linkach metalowych — podobnie jak na bungee. Pech chciał, że w jego przypadku w trakcie linki się urwały, a on z dużą siłą uderzył głową o ziemię. Przez kilka sekund nie było wiadomo, czy przeżył upadek.
Na próbie, gdzie już zrobiłem taki pełen numer, tak jak on powinien wyglądać. W linkach były takie sprzęgła, że to zerwanie nie było takie mocne. Ten bęben wyhamowywał. Linki były tak zaczepione przez bęben, że mimo wszystko, gdy to szarpnęły, to te dwie stalowe linki się urwały. [...] Walnąłem głową o ziemię, z tym że uderzyłem trochę bokiem — opowiadał w Kanale Zero.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Karol Strasburger dodał, że dzięki ułożeniu ciała udało mu się barkiem i ręką zamortyzować siłę uderzenia i czaszka nie ucierpiała w największym stopniu. Niezwłocznie po wypadku zabrano go karetką do szpitala.
Lekarze obawiali się, że pękł mu kręgosłup i doszło do innych obrażeń wewnętrznych. Ostatecznie zdiagnozowano wstrząs mózgu, pęknięcie nadgarstka i stłuczenie kolana. Całe zdarzenie było dla niego nauczką i dużą lekcją pokory.
Wypadek zmienił życie Karola Strasburgera
Karol Strasburger postanowił wtedy, że z nikim więcej nie będzie się ścigać. Uznał, że nikomu nic nie musi udowadniać, nie warto "być na granicy", a ryzyko nie popłaca. W rozmowie z Krzysztofem Stanowskim zaznaczył, że jego historia może być przestrogą dla innych.
77-letni aktor mimo dramatycznych doświadczeń z przeszłości nie zrezygnował z aktywności fizycznych, chociaż przestał wiązać z nimi swoją karierę. Aktualnie oprócz obowiązków telewizyjnych lubi spędzać czas na kortach tenisowych, uprawia też narciarstwo i jeździ na rowerze.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.