Marcelina Zawadzka nie kryje wielkiego szczęścia po narodzinach swojego synka. Celebrytka broni jego prywatności i nie chce pokazywać jego twarzy w mediach społecznościowych, lecz chętnie dzieli się opowieściami na jego temat. Jedna z ostatnich dotyczyła pierwszych dwóch tygodni po narodzinach Leonidasa.
W programie "Halo tu Polsat" prowadząca program "Farma" zebrała się na szczerość.
Sytuacja była dla mnie bardzo wymagająca i mam wrażenie, że takie dwa tygodnie nie chciałam dzwonić do ludzi, do moich bliskich. To był dla mnie kłopot, zadzwonić i nie czułam się do końca chyba dobrze. Nie czułam się stabilnie przede wszystkim. Z tego co słyszałam, to chyba mogłam mieć tego baby blues - mówiła.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Marcelina Zawadzka miała problemy podczas połogu
Prezenterka podkreśliła, że połóg to czas, kiedy trzeba być dla siebie łaskawym zarówno pod względem fizycznym, jak i emocjonalnym oraz przygotować partnera na możliwe wahania nastroju. Jej partner, Max Gloeckner, starał się wspierać ją w tym trudnym okresie.
Bardzo ciężko jest w pierwszych miesiącach po porodzie zajmować się dzieckiem, bo ono wtedy najbardziej potrzebuje bliskości mamy. Więc jedyną rzeczą, którą wtedy mogłem zrobić, to zadbać o swoją kobietę. Starałem się jak najbardziej opiekować Marceliną - mówił Max Gloeckner.
Zawadzka dodała, że każde wyjście z domu było dla niej wyzwaniem. - Pierwsze dwa tygodnie miałam takie, że rzeczywiście nikt i nic. To było dla mnie też taką nowością (...) Ja się tutaj rozgościła. Wrosłam w kanapę. Chciałam tu zostać - podsumowała.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.