Białorusini uciekli do Polski. Wzięli udział w "Kuchennych rewolucjach"
W finałowym odcinku najnowszego sezonu "Kuchennych rewolucji" Magda Gessler odwiedziła warszawską restaurację prowadzoną przez małżeństwo z Białorusi. Para trafiła do Polski po dramatycznej ucieczce z ojczyzny, gdzie groziło im więzienie. Jak podkreślała właścicielka lokalu, "Zmuszeni jesteśmy coś zrobić, żeby Polska nas przyjęła".
Najważniejsze informacje
- Finałowy odcinek sezonu "Kuchennych rewolucji" nagrano w warszawskiej restauracji prowadzonej przez Białorusinów.
- Właściciele opowiedzieli o ucieczce po wyborach w 2020 r. i obawach o rodzinę, która została w kraju.
- Magda Gessler ostro oceniła jakość dań, zapowiadając konieczne zmiany w kuchni.
Najnowszy sezon "Kuchennych rewolucji" zakończył się wizytą w Warszawie, gdzie Magda Gessler trafiła do restauracji prowadzonej przez białoruskie małżeństwo. Para wyjechała ze swojego kraju po wydarzeniach z 2020 r., licząc, że w Polsce uda się im zacząć od nowa.
Białoruskie małżeństwo uciekło do Polski. O wszystkim opowiedzieli w "Kuchennych rewolucjach"
W rozmowie przed kamerami przedsiębiorcy wspominali, że decyzję o wyjeździe podjęli w obliczu zagrożenia. "W 2020 r. po wydarzeniach na Białorusi mieliśmy wybór. Albo zostać — ale za kratami, albo wyjechać. Więc wyjechaliśmy. Wszystko zostało tam i tutaj wszystko zaczęliśmy od nowa" - mówił Wasyl, właściciel. Jego żona Olga podkreśliła, że z pasji do karmienia gości powstał ich lokal w stolicy.
Choć energia gospodarzy i chęć pracy były widoczne, pierwsza ocena dań wypadła słabo. Magda Gessler krytycznie oceniła pierogi z kaczką, zarzucając kuchni poważne błędy techniczne. Padło pytanie o przygotowanie do prowadzenia tak dużej restauracji. Gessler zwracała uwagę na podstawy rzemiosła i konieczność uporządkowania karty.
Małgorzata Socha skomentowała zakończenie serialu "Przyjaciółki". Czy była zaskoczona decyzją produkcji?
Właściciele tłumaczyli, że los restauracji splotł się z ich historią polityczną i rodzinną. „W 2020 r., po wyborach, mieliśmy problemy, bo nie byliśmy po stronie prezydenta” - wyjaśnił Wasyl. To, jak mówili, pociągnęło za sobą lawinę zdarzeń. Najmocniejszy fragment odcinka dotyczył bezpieczeństwa ich rodziny.
Wszystko wiedzieli o nas. Wszystko wiedzą o wszystkich ludziach. Mówili, że jeszcze dzień, dwa, trzy i nie wyjedziemy. Mieliśmy pół dnia na spakowanie się. Zmuszeni byliśmy wsiąść do samochodu. My i syn z żoną. Mam jeszcze mamę i siostrę, mieszkają dalej na Białorusi. Od czasu do czasu do nich ktoś przychodzi, dzwoni i szuka nas i naszych dzieci - opowiadali właściciele.
Krytyka kuchni przeplatała się z próbą zrozumienia tła sytuacji. Restauratorka pytała wprost o braki w przygotowaniu do prowadzenia lokalu i wskazywała obszary do natychmiastowej poprawy. Olga dodała, że na początku liczyli na szybki powrót do kraju, ale to się nie udało. "Ja lubię karmić ludzi. Ja bardzo lubię, jak przychodzą do nas, dlatego powstała restauracja" - mówiła 58-letnia współwłaścicielka.
Właściciele przyznali, że chcą uporządkować kuchnię i zbudować stałe grono gości w Warszawie. Z materiału wynika, że finał odcinka skupił się na połączeniu kulinarnych korekt z ludzką historią o znalezieniu bezpiecznego miejsca do życia i pracy.