Olga Bończyk cieszy się sporą popularnością. To niewątpliwie bardzo utalentowana aktorka, ale i piosenkarka. Jest jednocześnie niezwykle odważną kobietą.
Celebrytka wprost mówi o przemijaniu. Nie ukrywa też, że wiele nauczyła się od ludzi, których już przy niej nie ma.
Zmian w moim życiu było bardzo dużo. Podzieliłam je na różne kategorie. Do jednej z nich należą ludzie – mistrzowie, którzy widząc mój potencjał artystyczny dodawali mi skrzydeł, rozwijali mnie i pomagali uwierzyć w siebie, czy wskazywali drzwi, które należy otworzyć, żeby zrealizować swoje marzenia. Ci ludzie generowali we mnie zmiany, żeby się rozwijać, żeby sięgać wyżej i sięgać gwiazd - powiedziała w rozmowie z dziennikiem "Super Express".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Następnie ujawniła, że wiele ważnych dla niej osób odchodziło niemal na jej rękach. Dziś zastanawia się, czy to był przywilej, czy może nawet prawdziwy dar losu.
Olga Bończyk widziała, jak umierają
Bończyk w ostatnich minutach życia towarzyszyła przynajmniej kilku osobom.
Na początku to była moja mama, potem mój tato. Później moja przyjaciółka… i jeszcze kilka osób odchodziło na moich rękach. Pomijając głębię rozpaczy, która w każdym z nas się budzi, ten moment jest tak wyjątkowy i niewątpliwie zmienia perspektywę patrzenia na życie i sprawia, że w nas też coś się zmienia - podkreśliła gwiazda, którą cytuje "SE".
Następnie wyznała, że odejścia bliskich mocno ją zmieniały. Jednocześnie uświadamiały, że "nikt z nas nie trwa wiecznie".
Trzeba się cieszyć życiem póki trwa, kochać je, zakochać się w nim, zakochać się w sobie i po prostu żyć i brać wszystko pełnymi garściami - stwierdziła aktorka.
Zrelacjonowała ponadto, że na szpitalną salę wchodziła bez lęku. - W ogóle nie boję się śmierci - zaznaczyła, dodając, że dziś ma przekonanie, że "po drugiej stronie jest lepiej".
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.