Okoliczności zatrzymania Timberlake'a były niepozorne. Gwiazdor nie zatrzymał się na znaku "stop". Wówczas został aresztowany. Do sytuacji doszło na Long Island w Nowym Jorku. Mundurowi, którzy zatrzymali piosenkarza uznali, że był on "pod wpływem".
W raporcie policji, który cytuje Polsat News, można znaleźć informacje, że oczy Justina były "przekrwione i szkliste". Z kolei w jego oddechu, mundurowi wyczuli woń alkoholu. Timberlake miał mówić w spowolniony sposób i nie przejść testów trzeźwości, jakie wykonali funkcjonariusze. Do tego nie zgodził się na badanie alkomatem.
Jazda pod wpływem. Justin koncertował, jego prawnik działał
Justin Timberlake nie pojawił się przed sądem, ale zrobił to jego prawnik, Edward Burke. Jego zdaniem policja popełniła "bardzo dużo błędów", a sam muzyk podczas zatrzymania był trzeźwy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Najważniejszym faktem w tej sprawie jest to, że Justin nie był nietrzeźwy i nie powinien zostać aresztowany za jazdę pod wpływem alkoholu - zaznaczył Burke.
Sam Timberlake w momencie zatrzymania miał według CBS News powiedzieć funkcjonariuszom, że wypił dosłownie jedno martini. Przed sądem ma się stawić w sierpniu. Uwadze mediów nie umknęła kwestia, że gwiazdor wcześniej przyznawał się, że potrzebuje pomocy w związku z nadmiernym spożywaniem alkoholu.
Za jazdę w stanie nietrzeźwości, za jaką zatrzymano Timberlake'a w Nowym Jorku, można trafić na rok do więzienia, dostać karę grzywny w wysokości 1 tys. usd lub utracić prawo jazdy na pół roku.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.