Ta podróż jest spowodowana moją decyzją o zakończeniu współpracy z serialem "Klan". Producent i scenarzyści znaleźli takie rozwiązanie scenariuszowe dla pożegnania się z postacią Elżbiety. Zresztą bardzo interesujące, satysfakcjonujące i zaspakajające moje ambicje. Ucieszyło mnie, że nareszcie uwaga rodziny skierowana jest na jej osobę. Zwykle to ona troszczyła się o innych - wyznała Barbara Bursztynowicz w wywiadzie dla "Świata seriali".
Nie wykluczone jednak, że aktorka pojawi się za jakiś czas w "Klanie", chociaż na razie tego nie planuje. Ma nadzieję na nowe role po zakończeniu współpracy z tasiemcem TVP.
Jak dalej rozwinie się ten wątek, nie mam pojęcia. Scenarzyści dają mi czas do namysłu i szansę na powrót. Na razie jestem zdeterminowana. Chcę rozstać się z rolą Elżbiety. (...) Po 27 latach pracy pojawiły się rutyna, znużenie i rozczarowanie brakiem perspektyw na zmianę. A jednocześnie rodzi się refleksja, że może to jest ostatni moment, żeby w moim życiu artystycznym wydarzyło się coś nowego. Nie da się ukryć, że ta rola aktorsko mnie zaszufladkowała. Zdaję sobie sprawę, że będę Elżbietą do końca życia, ale mimo to mam nadzieję na nowe wyzwania i chcę sama tworzyć okazję dla takich wyzwań. Często spotykałam się z opinią, że dopóki gram w "Klanie", dopóty nie mam szans na inne role. A przecież czuję w sobie ogromny potencjał aktorski, który nie jest wykorzystany - dodała aktorka.
Przypomnijmy, że wiele lat temu z "Klanu" odeszła Agnieszka Wosińska, czyli serialowa zakonnica Dorota, siostra Elżbiety, Pawła (Tomasz Stockinger) i Moniki (Izabela Trojanowska). Jej postać wyjechała na misję do Afryki. Ostatecznie uśmiercono ją dopiero w 2018 roku, czyli 8 lat po tym jak aktorka zniknęła z produkcji TVP1.
Zaginięcie syna Marka Grechuty
Historia zniknięcia Elżbiety z "Klanu" może przypominać tą, która wydarzyła ponad 25 lat temu w rodzinie Marka Grechuty. Jego syn Łukasz przez dwa lata nie dawał znaku życia, gdyż pielgrzymował, m.in. do Santiago de Compostela. Zrozpaczeni rodzice wystąpili w 1999 roku w programie "Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie" i apelowali do syna, by do nich wrócił. Łukasz Grechuta, który jest absolwentem Akademii Sztuk Pięknych, odnalazł się po ośmiu miesiącach od emisji nagrania.
Po latach zdradził co w tym czasie robił.
Kontemplowałem świat życia duchowego i Bóg zawsze miał dla mnie bardzo duże znaczenie. To zresztą miało wpływ na moją wędrówkę w 1999 roku, która biegła szlakami pielgrzymów, takimi jak szlak Santiago de Compostela. Była to próba zrozumienia życia i dotarcia do Boga. (...) Podróżowałem samotnie, jak tysiące wędrujących po świecie pielgrzymów. Szedłem na piechotę. Pokonałem dystans, jakiego ludzie zwykle nie pokonują. Miałem ogromną determinację do pielgrzymowania - mówił Łukasz Grechuta w wywiadzie dla Onetu.
Wyjawił także dla czego nie kontaktował się z rodzicami.
To, że nie zadzwoniłem do domu, trudno prosto wytłumaczyć. Moje zachowanie może być odebrane jako dziwne, ale wtedy miałem taką potrzebę ducha. (...) Moja wędrówka trwała dwa lata. Zakończyłem ją w Rzymie. Byłem na mszy, którą odprawiał papież – dodał.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.