Autor "Dni, których nie znamy" zmarł nagle w nocy 9 października 2006 roku, w wyniku niewydolności krążenia, która była skutkiem ogólnego pogorszenia stanu zdrowia spowodowanego kilkoma czynnikami - podały media. Wówczas wyszło na jaw także, że Grechuta cierpiał na silną depresję i brał bardzo silne leki. Utrudniało mu to karierę, przerywał próby i występy, co było błędnie odbierane za skutki nadużycia alkoholu.
W 2000 roku Marek wystąpił na jubileuszowej FAMIE. Krzysiek Jasiński musiał mu zasznurować buty, sam nie był w stanie ich włożyć. I Marek wtedy nie zaśpiewał. Śpiewała za niego cała publiczność. W tej chorobie czuł jakąś niezwykłą potrzebę bycia kochanym - wspominała Magda Umer w książce Marty Sztokfisz "Chwile, których nie znamy. Opowieść o Marku Grechucie".
Artysta miał wówczas oparcie w żonie, Danucie, która organizowała mu życie. Niestety jego stan pogorszył się w chwili zaginięcia syna, Łukasza w 1999 roku. Marek Grechuta wystąpił wówczas w programie TVP "Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie", w którym poruszano tematy zaginionych osób. Syn odnalazł się po ośmiu miesiącach od emisji programu, dwa lata po zaginięciu. Okazało się, że wyruszył w samotną pieszą pielgrzymkę do Santiago de Compostela i Rzymu.
Kilka lat temu zrobiło się znowu głośno o Marku Grechucie. Tym razem za sprawą Soni Bohosiewicz. W 2019 roku podczas konferencji prasowej filmu "Proceder", która miała miejsce podczas Festiwalu Filmowego w Gdyni, aktorka pokusiła się o drobną aluzję.
Gdyby Marek Grechuta urodził się pięćdziesiąt lat później, śpiewałby jak Chada.
To porównanie mogło wprawić niektóre osoby w stan osłupienia. Nie tylko z uwagi, że zestawiono ze sobą poetę i rapera. Chada odbywał wyrok za napadł i pobicie. W marcu 2018 roku wyskoczył z okna, a potem zmarł na izbie przyjęć w szpitalu psychiatrycznym w Rybniku.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.