Pamela Anderson szczerze o porzuceniu życia w Los Angeles. Aktorka zamieszkała na farmie
Gwiazda "Słonecznego patrolu" Pamela Anderson porzuciła zwariowane życie w Los Angeles i zamieszkała na farmie w Kanadzie. Aktorka podkreśla, że zawsze marzyła, by zamieszkać na wsi, z dala od tłumów. Celebrytka kupiła gospodarstwo w Ladysmith ponad 30 lat temu, a w ostatnim czasie zajmuje się jego intensywną odbudową.
Pamela Anderson kupiła gospodarstwo od swojej babci wiele lat temu, jednak dopiero w czasie pandemii zdecydowała o przeprowadzce do Kanady z Los Angeles.
- Kupiłam to miejsce ponad 30 lat temu od mojej babci, a ona spędziła tutaj całe życie, dbając o swoje dzieci – powiedziała Anderson w wywiadzie dla "CR Fashion Book". - Później prowadziłam szalone życie w Los Angeles i w wielu innych miejscach. Ostatecznie jednak wróciłam tutaj w czasie pandemii i pomyślałem: Ok, to jest właściwy moment - wyznała aktorka.
Gwiazda "Słonecznego patrolu" przyznała, że zawsze marzyła o powrocie na farmę. Kluczową dla jej decyzji była relacja z dziadkiem. To on nauczył ją miłości do przyrody.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
#dziejesiewkulturze: Nowe oblicze Pameli Anderson
- Zawsze zamierzałam wrócić do domu i wyremontować to miejsce. I jest fajnie – powiedziała. - Wiąże się z nim wiele wspomnień. (...) Byłam bardzo blisko z moim dziadkiem. Nauczył mnie m.in. bliskości z naturą. A więc jest to magiczne, bardzo pierwotne doświadczenie.
Anderson wspominała, że dorastała wierząc we "wróżki i duchy drzew", co przyczyniło się do życia w zgodzie z naturą i do ukształtowania się jej jako osoby.
Mój dziadek przekonał mnie, że istnieją wioski gnomów, elfy, wróżki i duchy drzew, a moja wyobraźnia była tym naprawdę pochłonięta, więc od zawsze miałam niezwykły umysł – tłumaczyła celebrytka w rozmowie z "CR Fashion Book".
Czytaj także: Metamorfoza Pameli Anderson. Jest nie do poznania
Dzięki chwilom spędzanym u dziadków na farmie, aktorka już od wielu lat stara się korzystać z naturalnych produktów i żyć według zasad zrównoważonego rozwoju.
Pamiętam "biblię natury", do której zawsze się odwoływaliśmy, kremy typu "zrób to sam" i tym podobne rzeczy, które zawsze były pod ręką. (...) To zabawne, bo teraz jest to modne, a kiedyś, gdy mówiłam o zrównoważonym rozwoju i naturalnej pielęgnacji skóry, ludzie patrzyli na mnie jak na wariatkę.