Kacper Kulpicki| 

Pech Kammela na autostradzie, musiał prosić o pomoc. "W ogóle mnie nie poznał"

9

Rozemocjonowany Tomasz Kammel zrelacjonował fanom przykre zdarzenie, do jakiego doszło podczas podróży samochodem. Nie wszystko poszło po myśli byłego prezentera TVP, a w pewnym momencie był zdany na pomoc obcych ludzi. Jak sobie poradził?

Pech Kammela na autostradzie, musiał prosić o pomoc. "W ogóle mnie nie poznał"
Tomasz Kammel opowiedział, co spotkało go podczas podróży autostradą (Instagram @tomaszkammel)

Tomasz Kammel zrelacjonował w sieci historię o samotnej podróży autem. 52-latek wybrał się z Warszawy do Sosnowca w celach służbowych, jednak w połowie trasy zdarzyło się coś zupełnie nieoczekiwanego - zwłaszcza dla samego kierowcy.

Były gospodarz "Pytania na śniadanie" trzymającą w napięciu opowieść rozpoczął od odpowiedniego wprowadzenia. Wyznał, że odziedziczył po tacie 20-letni wóz, który nazwał imieniem Krystian. Sentymentalny początek był jedynie zasłoną dymną, bo chwilę później wydarzyło się coś o wiele bardziej przyziemnego.

Przyznał, że nie wykazał się należytą czujnością i nie przygotował się do jazdy. Podczas kierowania tak wciągnął się w rozmowę telefoniczną, że zupełnie nie zauważył pewnego istotnego szczegółu. Stojąc na niemal pustym parkingu, opowiedział obserwującym, że samochód mu "wysechł". Co miał na myśli?

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: Hanna Lis o życiu w Hiszpanii. Zapytaliśmy ją, gdzie jest taniej? "Ceny w Polsce są kosmiczne"
Kompletnie skończyło się paliwo. Udało mi się na oparach dojechać do parkingu i gdy już wjechałem, auto mi po prostu zgasło - opowiadał na Instagramie.

Kammel potrzebował pomocy na autostradzie. "W ogóle mnie nie poznał"

Tomasz Kammel rozejrzał się wokoło i dostrzegł jedyny stojący niedaleko samochód. Podszedł do właściciela i wyjaśnił, co go spotkało. Poprosił mężczyznę, by podwiózł go do najbliższej stacji benzynowej. Gdy obaj dojeżdżali na miejsce, doszło do krótkiej, ale nieco zabawnej wymiany zdań.

Spojrzał na mnie i mówi: pan Tomek? - Tak, to ja. Okazało się, że w ogóle mnie nie poznał, gdy zgadzał się, żeby mnie podrzucić. Pomyślałem sobie, że to wspaniałe, bo nie brałem go tutaj na moje telewizyjne "mapeciarstwo". Po prostu był regularnym, miłościwym samarytaninem - zachwycał się celebryta.

Gdy były telewizyjny towarzysz Izabelli Krzan przywiózł pełny kanister i dolał paliwa do swojego samochodu, podzielił się kolejną optymistyczną refleksją. Uznał, że w sumie dobrze się stało, bo dzięki temu mógł przekonać się, jak dobrzy są ludzie, a szczególnie pan Marcin, który mu pomógł. Tomasz Kammel może śmiało mówić o farcie, że tak to się skończyło.

Trwa ładowanie wpisu:instagram
Oceń jakość naszego artykułu:

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Zobacz także:
Oferty dla Ciebie
Wystąpił problem z wyświetleniem stronyKliknij tutaj, aby wyświetlić