Rob Volmer z Waszyngtonu obecnie przebywa w Warszawie ze swoją 15-letnią córką Jane i jej sześcioma przyjaciółmi. Amerykanin zakupił osiem biletów na sobotni koncert Taylor Swift w Warszawie. Zrobił to za pośrednictwem platformy odsprzedaży StubHub.
Jak informuje portal "Daily Mail", Volmer wydał łącznie 18 tys. funtów (ponad 90 tys. zł) na bilety oraz podróż do Warszawy ze Stanów Zjednoczonych. Mimo że StubHub nie jest oficjalną witryną odsprzedaży, oferuje gwarancję zwrotu pieniędzy, jeśli kupujący nie zostanie wpuszczony na teren obiektu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Czytaj także: Miss Igrzysk Olimpijskich 2024. Niemka robi furorę
Przy zakupie biletów Volmer został poinformowany, że muszą być spersonalizowane. Oznacza to, że na biletach musi widnieć jego nazwisko, a przy wejściu na wydarzenie będzie musiał okazać dokument tożsamości. Jednak sprzedawca nie wystawił biletów na nazwisko Roba, mimo zapewnień StubHub, że nie będzie to stanowić problemu.
Gdy pracownicy PGE Narodowego w Warszawie poinformowali Amerykanina, że nie zostanie wpuszczony na stadion z biletami na inne nazwisko, StubHub zasugerował mu, aby "zajął bramę wejściową" i próbował "dostać się na stadion bez dokumentu tożsamości".
Rob obawia się, że nie uda mu się wejść na stadion 3 sierpnia, co będzie ogromnym zawodem dla jego córki i jej przyjaciół. "Co powiesz tym dzieciakom?" - pyta w rozmowie z "Daily Mail". "Rozmawiałam z innymi osobami w podobnej sytuacji, których dzieci są załamane i płaczą, ponieważ nie zostały wpuszczone" - dodał.
Bilety przerobiono w Photoshopie
Amerykanin łącznie spędził 37 godzin i 42 minuty na rozmowach ze StubHub. "Każda osoba, z którą rozmawiałem, przedstawiała inną historię – to totalne szaleństwo. Twierdzili, że personalizacja biletów nie jest konieczna, ale podczas rozmów telefonicznych stwierdzili, że muszą być one spersonalizowane" - oznajmił.
Rob miał nadzieję, że w Warszawie, podobnie jak w Monachium czy Londynie, fani będą wchodzić bez dokumentu tożsamości. Jednak w Polsce obowiązują bardziej rygorystyczne przepisy.
- Gdy sprawdziłem bilety, okazało się, że użyto niewłaściwej czcionki. Przerobili obraz w Photoshopie. Myślałem, że to jakiś koszmar, ale potem dowiedziałem się, że podobne problemy miały również inne osoby - powiedział Amerykanin w rozmowie z "Daily Mail".
Rob dodał, że jeśli nie pojawi się na miejscu, otrzyma zwrot 7700 funtów, które wydał na bilety. Dodatkowe 10 300 funtów wydał na podróż z córką i jej przyjaciółmi.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.