Barciś i Ostałowska pracowali ze Stuhrem. Taki był za kulisami
Artur Barciś i Dominika Ostałowska w 1997 roku zagrali w jednym filmie z Jerzym Stuhrem. Przy okazji pamiątkowego seansu "Historii miłosnych" opowiedzieli, jak układała się ta współpraca.
W warszawskim Kinie Kultura zainaugurowano cykl "Człowiek z filmu", poświęcony pamięci i twórczości Jerzego Stuhra, który zmarł w lipcu 2024 roku. 8 września pokazano "Historie miłosne" - jeden z najważniejszych tytułów w dorobku aktora.
Wcielił się w cztery postacie: księdza, profesora uniwersytetu, oficera wojskowego i więźnia. Po projekcji odbyło się spotkanie z publicznością, w którym uczestniczyli Artur Barciś i Dominika Ostałowska — jego ówcześni partnerzy. Gwiazdor "Rancza" owocną współpracę pamięta do dziś — nie tylko przy tym jednorazowym projekcie.
Pamiętam go ze "Spotkań z balladą". Miał niezwykłe poczucie humoru i estradową swobodę, której wtedy brakowało innym. Potem stał się dla mnie wzorem profesjonalizmu — mistrzem, od którego zawsze można było się uczyć — mówił w materiale udostępnionym na kanale Stowarzyszenia Filmowców Polskich na YouTube.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Barbara Bursztynowicz o znajomości z Tyszkiewicz. Aktorka wzruszyła się przed kamerą. Co kiedyś powiedziała jej koleżanka?
Artur Barciś nie ukrywał, że Jerzy Struhr był i wciąż jest dla niego legendą polskiego kina. Wtórowała mu Dominika Ostałowska, dla której rola w "Historiach miłosnych" była spełnieniem marzeń i możliwością poznania artysty, którego podziwiała. Początkowo była nieśmiała, jednak Jerzy Stuhr zadbał o to, by poczuła się swobodnie.
Był dla mnie niezwykłym autorytetem – aktor, reżyser, pedagog, którego soczewki widziały każdy szczegół. A jednak dawał poczucie bezpieczeństwa i pełnego zaufania. To ogromny komfort pracy — wspominała.
Taki w pracy był Jerzy Stuhr. "Z nim nie było nerwów"
W spotkaniu w Kinie Kultura wziął udział także reżyser dźwięku, Nikodem Wołk-Łaniewski. W przeszłości wielokrotnie współpracował z Jerzym Stuhrem i bez wątpliwości przyznał, że był to jeden z najlepiej przygotowanych i kompetentnych fachowców w swojej dziedzinie.
Z nim nie było nerwów na planie. Wszystko miał przemyślane – do tego stopnia, że ekipa kończyła zdjęcia o wpół do trzeciej i nie wiedziała, co robić z wolnym popołudniem. Traktował wszystkich jak współtwórców, z ogromnym szacunkiem — podsumował.