Gretkowska w szpitalu. Zadziwiające, co zrobiono, gdy podłączano jej cewnik
Znana pisarka i felietonistka Manuela Gretkowska 6 października skończyła 61 lat. Urodzin nie będzie jednak mile wspominać z powodu trafienia do szpitala. Oprócz walki z potwornym bólem, w placówce czekało ją bardzo nieprzyjemne zdarzenie, które opisała w mediach społecznościowych.
Manuela Gretkowska zdecydowała się pojechać do prywatnego szpitala. Wiedziała, że za wizytę będzie musiała zapłacić, nie spodziewała się jednak okoliczności, w jakich personel będzie chciał by uiściła pieniądze za pobyt i leczenie.
Niedawno się pochorowałam. Nie tak bardzo, żeby zabrało mnie pogotowie, ale czekanie godzinami na izbie przyjęć mnie przerosło. Niedziela, pojechaliśmy pierwszy raz w życiu do najbliższego, prywatnego szpitala. Piotr parkował, ja wkroczyłam do recepcji i tu już moja wytrzymałość się skończyła. Z bólu ukucnęłam wyciągając ponad głowę dowód z kartą bankową. Dostałam wózek, zawieziono mnie do gabinetu. Stamtąd natychmiast skierowano na badania. Piotr zapłacił za tomografy, kontrasty. Po wszystkim położono mnie w jednoosobowym pokoju z napisem "Obserwacja". Prawą rękę miałam unieruchomioną wenflonem ze zmienianymi kroplówkami. Drugą stroną ciała zajmowała się pielęgniarka podłączająca mnie do cewnika. Wtedy bez pukania weszła pani z recepcji podsuwając mi terminal. Zamiast ostatniego namaszczenia? - pomyślałam - Bo przecież nie ucieknę podpięta do rurek. Wyciągnęłam kartę i zapłaciłam za waciki. Gdybym rodziła i nie miała karty, wstrzymano by poród? Zaniechano cesarki? Żałuję, że nie umiałam zrobić tą jedną, wolną ręką wtedy zdjęcia. Podpis "Marzenie Mentzena o prywatyzacji służby zdrowia czyli polski kapitalizm" - zaczęła swój wpis Manuela Gretkowska.
Gdyby pisarka miała opłacić szpital ze swojej emerytury, nie byłoby ją na to stać. Niedawno poinformowała, że jej świadczenie z ZUS-u to 44,50 zł oraz niewielkie tantiemy z bibliotek. - Jestem darmozjadem chociaż wydałam 30 książek. Nie przysługuje mi ubezpieczenie, chorobowe ani pisarska emerytura - wyjawiła wówczas.
Na szczęście może liczyć na pomoc męża, psychoterapeuty i pisarza Piotra Pietuchy. By się utrzymać poszła także na kurs glazurnictwa.
Potem Gretkowska opisała, co oglądała w telewizji, której na co dzień nie ma.
Leżąc na obserwacji pod kroplówkami postanowiłam sama poobserwować świat. Włączyłam telewizor, którego nie mam w domu. Na wszystkich kanałach nocą niedzielne mordobicie. Przecież trzeba się rozerwać, skoro od poniedziałku samemu dostanie się z liścia od realu. Trafiłam wreszcie na przepiękny film "U Pana Boga w ogródku". Pierwszy raz oglądałam go prawie 20 lat temu - czytamy dalej.
Od filmu dziejącego się na Podlasiu przeszła płynnie do polityki i kościoła.
Do głowy by nie przyszło, że ściana wschodnia, ci dobrzy ludzie z cepelii zaorają nas swoimi wyborami. Chociaż to logiczne, Bóg Ci wszystko wybaczy, pod warunkiem, że głosujesz jak ksiądz. W interesie kościoła jest teokracja, nie demokracja. Jedna scenka była prorocza. Biegną przez pole zwartym szykiem podgolone przygłupy z kijami bejsbolowymi, nazywani miejscowymi patriotami. Grupa typu straż od Brauna, czy idealna formacja bojowa Konfy do zwalczania inteligencji, również pozaziemskiej. Z ogródka Pana Boga, małego raju wypełzło polskie piekło. Wszystko to już tam było, wystarczyło poobserwować… - napisała pisarka na Instagramie.