Krzysztof Cugowski odwiedził studio Wirtualnej Polski w związku z premierą jego nowej książki "Śpiewanie mnie nie męczy" oraz studyjnego albumu "Wiek to tylko liczba". Legendarny wokalista otworzył się również na temat kariery swojego najmłodszego syna Chrisa, swojej emerytury oraz... miłości do Lublina. Cały wywiad z artystą można znaleźć na dole tej strony.
Podczas rozmowy nie mogliśmy nie poruszyć tematu niedawnej śmierci przyjaciela Krzysztofa Cugowskiego, czyli Felicjana Andrzejczaka, który zmarł 18 września w wyniku udaru krwotocznego mózgu. Obaj panowie znali się niemal 50 lat.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
To był dla mnie ogromny cios - zwłaszcza, że miesiąc wcześniej widzieliśmy się na koncercie. Widać było wtedy, że jest poważnie chory, ale to nie było tak, że to miało się skończyć za miesiąc. Bo na tę dolegliwość, na którą on cierpiał, to latami można było (jeszcze żyć - przyp. red.). Wiadomo było, że jest chory, to było po nim widać. Ja dowiedziałem się o jego śmierci tak, że zadzwoniła Jadzia, czyli jego żona i powiedziała mi, że Felek wczoraj umarł. I ja wtedy w ogóle zgłupiałem - powiedział nam Cugowski.
Muzyk dodał, że zaczął już się przyzwyczajać, że tych pożegnań w jego życiu będzie teraz coraz więcej.
Człowiek raczej zaczyna się przyzwyczajać do takich historii. Na tej mojej "półce" to ludzie już głównie zabierają się z tego świata i tyle. Nie będę opowiadał, że to jest dla mnie zaskoczenie. Natomiast jeśli chodzi o mnie, to póki jeszcze się kręcę i póki nikt mi nie powiedział, że za chwilę będzie finał tej zabawy, to gramy dalej i jeździmy - dodał Cugowski.
Zobaczcie też cały, ponadgodzinny, wywiad z Krzysztofem Cugowskim:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.