Muniek Staszczyk o wyrzuceniu kolegów z T.Love. Przeprosił za formę, która mogła zranić
Lider T.Love wytłumaczył się z usunięcia Sidneya Polaka i Jana Benedeka z zespołu. Przyznał, że forma, w której to zakomunikował mogła zranić. Odniósł się także do krążących plotek o podpisywaniu umów z muzykami.
Sidney Polak w rozmowie z Jastrząb Post ujawnił, że został zwolniony przez SMS-a i o braku podpisania umowy przez Muńka Staszczyka. Odniósł się także do sytuacji z Janem Benedekiem, który także o swoim wyrzuceniu z T.Love dowiedział się z wiadomości wysłanej na telefon komórkowy.
Muniek Staszczyk o całej sprawie opowiadał niedawno podczas rozmowy z Justyną Sieklucką z TVN24. W drugi dzień świąt Bożego Narodzenia postanowił wydać specjalne oświadczenie, które opublikował na Facebooku.
Piszę to do Was — spokojnie i bez sensacji. Widzę emocje i pytania wokół ostatnich zmian w składzie T.Love i oczywiście je rozumiem. Dla mnie to również nie była łatwa sytuacja. Rozstania z Sidneyem Polakiem i Janem Benedekiem dotknęły mnie osobiście. To są ludzie, z którymi łączy mnie wiele lat wspólnego grania, prób, tras i chwil, których nie da się wymazać. Nic z tego nie znika ani nie traci znaczenia - zaczął Staszczyk w komunikacie.
Co dalej z utworami T.Love? Kto będzie mógł je wykonywać?
Potem odniósł się do konfliktu z Sidneyem Polakiem.
W przypadku Sidneya ta decyzja nie zapadła nagle. Problemy i napięcia pojawiały się już wcześniej. Przez długi czas próbowałem je łagodzić, brać na siebie i — mówiąc wprost — zamiatać pod dywan, wierząc, że da się je jakoś rozwiązać i że ważniejsze jest granie razem. Na dwa tygodnie przed rozstaniem napisałem do niego wiadomość SMS, w której wprost poinformowałem, że jeśli nie wyjaśni poważnego konfliktu w zespole, jego dalsza obecność może być zagrożona. Była to próba zatrzymania sytuacji i dania jeszcze jednej szansy na jej naprawienie. Niestety nie udało się. Sidney z tej możliwości nie skorzystał. W pewnym momencie stało się jasne, że dalsza wspólna praca nie jest możliwa — nie tylko dla mnie, ale także dla reszty zespołu i wieloletniego menedżera. Jako lider musiałem podjąć bardzo trudną decyzję i wziąć odpowiedzialność za przyszłość zespołu jako całości - wyjaśnił.
Lider T.Love przeprosił jednak za formę, w której zakomunikował swoich kolegów o zwolnieniu.
Wiem też, że forma przekazania tej decyzji mogła zranić. Zadziałałem schematycznie. Po prostu w taki sposób najczęściej komunikuję się z zespołem, znajomymi i przyjaciółmi. Po ludzku mogłem to zrobić lepiej. Za to przepraszam. Chcę jednak, żebyście wiedzieli, że nie była to decyzja podjęta z impulsu ani z braku szacunku, lecz efekt dłuższego procesu i poczucia odpowiedzialności - napisał.
Potem Muniek Staszczyk wyjaśnił sytuację z Janem Benedekiem i umowami z muzykami.
Z początku współpracowało się nam bardzo fajnie, wspólnie stworzyliśmy album Hau, Hau!, z radością graliśmy koncerty. Jednak stopniowo zaczęły się pojawiać nieporozumienia, dokładnie jak przed trzydziestu laty, mniejsze i większe, szczególnie przy pracy nad nową muzyką na OrajT!. Coraz częściej zamiast radości z tworzenia i grania koncertów pojawiały się napięcia oraz trudności w komunikacji. Chcę też spokojnie odnieść się do pojawiającego się w mediach wątku umów. Umowy były podpisywane i były proponowane. W pewnym momencie zaproponowałem całemu zespołowi profesjonalną umowę przygotowaną przez kancelarię prawną, z sześciomiesięcznym okresem wypowiedzenia i gwarancją wynagrodzenia w tym czasie. Jan nie zdecydował się jej podpisać, ale choćby ta propozycja pokazuje, że zależało mi na jasnych "cywilizowanych" zasadach. Problemem nie był więc brak chęci porządkowania spraw, lecz coraz większe trudności we współpracy i w zaufaniu. A tego — nawet najlepsza umowa — nie jest w stanie zastąpić - czytamy.