Jadwiga Barańska urodziła się 21 października 1935 r. w Łodzi. Ciężkie warunki i nieobecność ojca nie zraziły jej jednak do walki o swoje. Zapałała pasją do teatru i sztuki a pod skrzydłami ciotki, która ją wychowywała, starała się to zamiłowanie rozwijać.
Co prawda po wojnie musiała się podejmować różnych zajęć zarobkowych, jak choćby praca w fabrykach, ale sztuka wciąż była jej bliska. Zaprowadziło ją to do Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Łodzi. To tam poznała Jerzego Antczaka, studenta reżyserii, który stał się jej partnerem na całe życie.
Byli duetem prywatnie i zawodowo. Dla kariery zawodowej Barańskiej przełomem była rola Barbary Niechcic w "Nocach i dniach", ekranizacji powieści Marii Dąbrowskiej, którą w 1975 roku wyreżyserował już mąż aktorki, Jerzy Antczak.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Aktorka szybko zdobyła sławę zarówno na polskim, jak i międzynarodowym rynku. "Noce i dnie" z jej udziałem zdobyły prestiżowe wyróżnienia, w tym Srebrnego Niedźwiedzia na festiwalu w Berlinie oraz nominację do Oscara.
Wzruszające pożegnanie męża Jadwigi Barańskiej
Niestety, w ostatnich dniach swojego życia, aktorka bardzo cierpiała. Dosłownie na dzień przed jej urodzinami mąż, Jerzy Antczak, opublikował wpis z życzeniami, w którym prosił żonę, aby dbała o swoje zdrowie i brała leki.
Cztery dni później aktorka zmarła.
Kochani, przed trzema godzinami Jadzia odeszła. Bardzo nam ciężko. Jerzy i Mikołaj - napisał Antczak w mediach społecznościowych.
Niedługo później zdecydował się na wyznanie o tym, jak wyglądały ostatnie chwile ukochanej żony.
Walczyłem ze sobą, czy o tym pisać... Otóż na dwa tygodnie przed odejściem u Jadzi pojawiły się potworne bóle okolic podbrzusza. Żadne środki nie mogły zatrzymać tego bólu. Jego siła była jak trzęsienie ziemi. To były bolesne krzyki. Cierpienia Jadzi były niebotyczne czytamy.
W czarnej rozpaczy prosiliśmy z Mikołajem o podanie morfiny. Nasza domowa lekarka, jedna z najlepszych w UCLA, próbowała uzyskać pozwolenie na jej podanie. Niestety, w Ameryce restrykcje dotyczące tego środka są niebywałe i dopiero specjalne konsylium mogło wyrazić zgodę. W ostatnim tygodniu, po otrzymaniu morfiny, Jadzia nie tylko przestała cierpieć, ale zapadła w spokojny sen, w którym odeszła z pogodą na twarzy. Kochani, przepraszam, że o tym mówię tak szczegółowo, ale po prostu czuję potrzebę dzielenia się z Wami emocjami - napisał reżyser.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.