Beata Tadla odwiedziła studio Wirtualnej Polski, by opowiedzieć o swojej pracy w programie "Pytanie na śniadanie", gdzie wraz z Tomkiem Tylickim budzi widzów TVP już prawie od pół roku. Dziennikarka opowiedziała nam m.in. jak długo zastanawiała się nad przyjęciem propozycji telewizji publicznej, ile czasu "docierała się" ze swoim partnerem na wizji oraz jak bardzo wymagająca jest jej szefowa Kinga Dobrzyńska. Cały wywiad z Beatą Tadlą ukaże się w środę 7 lipca o godz. 17:00 na kanale Wirtualnej Polski na YouTube.
Podczas rozmowy nie mogliśmy nie zapytać prezenterki również o konkurencję. Nie jest bowiem tajemnicą, że duża część widzów, która oglądała TVP przed wyborami parlamentarnymi w zeszłym roku, po zmianach, które tam zaszły, przeniosła się do TV Republiki. Czy dziennikarka ogląda ten kanał?
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Niejednokrotnie mój palec na pilocie omsknął się na guzik, który przekierowuje do Republiki. Jednak nie obejrzałam tam żadnego programu od początku do końca, bo szanuję swój czas - powiedziała nam bez ogródek Tadla.
A jak prowadząca "Pytania na śniadania" reaguje na fakt, że taka telewizja, jak TV Republika wciąż ma swoją - i to niemałą - widownię, która jest zachwycona narracją, którą prezentuje się na ich antenie?
Jest to tak samo fascynujące, jak to, co wydarzyło się wcześniej z telewizją publiczną. Chodzi o to, że na początku XXI wieku w ogromnym kraju, w środku Europy i cywilizacji, w której żyjemy, można było doprowadzić do tak szerokiej propagandy i stworzyć klub oglądaczy, którzy w to wszystko uwierzyli. To jest z jednej strony fascynujące, choć straszne, ale w jakimś sensie też niesamowite. Natomiast jest to grono ludzi, którzy pewnie teraz przeszli do Republiki, choć oczywiście nie wszyscy. Są ludzie w naszym kraju - i pewnie wszędzie tacy są - którzy słuchają tego, czego chcą słuchać i co chcą usłyszeć, żeby im mówiono (...) Tacy ludzie po prostu też istnieją i to trzeba zrozumieć - dodała Tadla.
Nie możemy uznać, że nie ma takiej grupy ludzi, której ten przekaz jest potrzebny. Oni się muszą jakoś skanalizować, muszą gdzieś być i muszą czegoś słuchać. Jeżeli to jest dla nich wygodne, komfortowe i potrzebne, to my możemy tylko ubolewać, że tak jest. Ja oczywiście w idealnym świecie bym widziała odbiorcę, który jest odbiorcą zaangażowanym, a więc oglądającym różne przekazy i tym, który jest w stanie wyrobić sobie pogląd na różne sprawy, a nie tylko mieć klapki na oczach i wierzyć jednemu przekazowi, bo to są wręcz sekciarskie zachowania - że "ja niczego nie obejrzę innego, bo inni na pewno kłamią, tutaj tylko widzę ten jeden, jedyny możliwy przekaz, oni na pewno mówią prawdę".
Zobaczcie też nasz najnowszy wywiad z gwiazdą ze studia Wirtualnej Polski. Gościem ostatniego odcinka był Grzegorz Hyży. Wokalista opowiedział nam m.in. dlaczego na jego najnowszy album "Epilog" trzeba było czekać aż 7 lat, jak zareagował na wieści o powrocie żony Agnieszki do Polsatu oraz zdradził, jak wspomina okres, gdy był jurorem w "The Voice of Poland". Zobaczcie nasz cały, niemal 1,5-godzinny wywiad z artystą:
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.