Jego teksty śpiewali najwybitniejsi polscy artyści. Jonasz Kofta był autorem takich piosenek jak: "Do łezki łezka", "Jej portret", "Kwiat jednej nocy", "Pamiętajcie o ogrodach", "Radość o poranku", "Samba przed rozstaniem", "Śpiewać każdy może", "Wakacje z blondynką" i "Z tobą chcę oglądać świat".
Poeta pochodził z rodziny o żydowskich korzeniach. Jego dziadek przedsiębiorca Leopold Kaftal zginął razem z żoną w warszawskim getcie w 1942 roku. Ojciec, Mieczysław Kofta był dyrektorem kilku rozgłośni Polskiego Radia. Z kolei matka, Maria Kofta była germanistką. Bratem Jonasza jest Mirosław Kofta, psycholog, profesor nauk humanistycznych, pracownik naukowy Wydziału Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego, którego żoną jest znana pisarka Krystyna Kofta.
Tekściarz doczekał się jednego syna, Piotra, którego miał z żoną, Jagą. Piotr Eliasz Kofta został socjologiem oraz pisarzem. Był nauczycielem akademicki oraz niezależnym badaczem społecznym. Pracuje jako felietonista "Dziennika Gazety Prawnej". Jest także autorem opowiadania Rytm, stanowiącego integralny dodatek do płyty "Affliction XXIX II MXMVI" zespołu Blindead. Na kartach książki "Jego portret. Opowieść o Jonaszu Kofcie" wyznał, że jego ojciec... chciał umrzeć.
Piotr stracił ojca w wieku zaledwie 15 lat. Nie była to śmierć spowodowana chorobą nowotworową (rak ślinianek), którą Kofta zdążył pokonać. Będąc pod wpływem alkoholu zakrztusił się kawałkiem golonki (inne wersje mówiły o kurczaku, ziemniakach lub chlebie) w restauracji. Gdy stracił przytomność i leżał pod stołem, współbiesiadnicy myśleli, że robi sobie żarty. Dopiero po dłuższej chwili, gdy zaczął sinieć, zorientowali się, że doszło do nieszczęścia.
Żył w strachu przed powrotem nowotworu nawet wtedy, gdy lekarze zapewniali go, że jest to raczej niemożliwe. Opowiadał znajomym, że znowu jest chory. (...) On szukał śmierci, a sam nie potrafił rozwiązać tej sprawy. Boję się, że nawet gdyby go odratowali, zrobiłby później coś podobnego - twierdził Piotr Derlatka, autor biografii Jonasza Kofty "Jego portret".
Zadławienie jedzeniem w restauracji
4 lutego 1988 roku Jonasz Kofta umówił się w warszawskim SPATiF-ie na wywiad ze znajomą dziennikarką, Martą Sztokfisz.
Zamówił golonkę i mięso utknęło mu w spalonym kobaltem gardle. Stracił przytomność, zrobiła się afera, a pogotowie przyjechało dopiero po trzech kwadransach - pisał Janusz Atlas w swojej książce.
Ratujący aplikowali mu masaż serca, myśląc, że to zawał" - stwierdził z kolei w "Gwiazdozbiorze estrady polskiej" Witold Filler, były dyrektor Teatru Syrena.
Zofia Czerwińska opowiadała, że to aktor Ryszard Pietruski miał reanimować Koftę. Z kolei Jaga Kofta twierdziła, że to "pijany lekarz masował mu serce z prawej strony". - Gdyby wyjęli to, co wpadło do przełyku, może by przeżył - mówiła w biografii męża.
Gdy Jonasz Kofta trafił do szpitala przy ul. Banacha w Warszawie, lekarze stwierdzili, że ma uszkodzony pień mózgu i nawet gdyby się obudził, skazany byłby na wegetację. Zmarł ponad dwa miesiące później, nie odzyskawszy przytomności.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.