W ostatnich dniach ponownie głośno zrobiło się wokół osoby Dagmary Kaźmierskiej. Osobistość medialna, która stała się szerzej rozpoznawalna przez udział w programie "Królowe Życia", już wcześniej wzbudzała wiele kontrowersji. Tym razem jednak portal Goniec.pl zdołał dotrzeć w swoim reportażu do wielu mrożących krew w żyłach historii z jej życia.
Przed medialną karierą Kaźmierska miała zajmować się sutenerstwem, a relacje jednej z jej byłych pracownic brzmią naprawdę przerażająco. Celebrytka miała znęcać się nad zatrudnionymi kobietami, bić je, podawać narkotyki, a nawet zlecić gwałt na jednej z nich jako kara za próbę ucieczki.
Dla policjantów z Dolnego Śląska wypłynięcie tych informacji nie był żadnym zaskoczeniem. Pokazują to chociażby wypowiedzi Janusza Bartkiewicza — obecnie emerytowanego policjanta, a kilkanaście lat temu szefa grupy operacyjnej w Wałbrzychu zajmującej się przestępczością zorganizowaną.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Bartkiewicz w rozmowie z "Faktem" potwierdził, że Kaźmierska rzeczywiście prowadziła klub, w którym miało dochodzić do wstrząsających scen opisanych przez "Gońca".
Cała historia kryminalna zaczyna się, jak wróciła z Niemiec. Prowadziła w Polsce klub, niby towarzyski, a tak naprawdę była to agencja. Prowadziła Torę (lokal "Kazika"), o czym nie wspomina w książce - wspomina Bartkiewicz.
Czytaj również: Nieznana przeszłość gwiazdy. "Była nagradzana"
Policja zamontowała GPS w aucie Kaźmierskiej. "Nikt za nią nie musiał chodzić"
Policjant odniósł się również do jej autobiografii "Prawdziwa historia Królowej Życia". Bartkiewicz przyznał, że w celu obserwowania poczynań Kaźmierskiej oraz jej partnera, gangstera Pawła K. ps. "Kazik", zdołali zamontować w jej samochodzie GPS. Na początku lat 2000. wcale nie było to prostym zadaniem i wymagało to zarówno sprawnej akcji, jak również zaangażowania wyspecjalizowanych techników.
Dagmara opowiada w książce, że w tym czasie policja nie odstępowała jej na krok. Tymczasem my żeśmy wcale za nią nie chodzili, nie musieliśmy. W bardzo sprytny sposób zamontowaliśmy jej w aucie GPS. To były pierwsze GPS, specjalista przyjechał z Wrocławia. Została wezwana na komendę w Kłodzku. Parking specjalnie zagęściliśmy, żeby wjechała na teren komendy i żeby jej założyć sprzęt. Dzięki temu wiedzieliśmy, gdzie się porusza, że przekracza prędkość, jeżdżąc po Kłodzku z prędkością 120, 150 km/godz., gdzie się zatrzymuje, cały rozkład dnia. Nikt za nią nie musiał chodzić.
Czytaj więcej: Conan zareagował na zarzuty wobec Kaźmierskiej. "Każdy twój wróg, będzie zawsze moim wrogiem"
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.