Przyszłość "Miodowych lat" jest niepewna. Edward Miszczak jeszcze nie zdecydował, czy powstanie kolejna część losów Krawczyków i Norków. Artur Barciś i Cezary Żak z pewnością byliby skłonni zgodzić się i ponownie "wejść w buty" kanalarza i tramwajarza.
Fani dotychczas nie wiedzieli, że pierwszy z nich w 1998 roku miał spory dylemat, czy podjąć się tego zadania. Gry trafiły do niego kasety VHS z oryginalną wersją serialu, nie był zachwycony tym, co obejrzał. "The Honeymooners" były emitowane w USA w latach 50.
To było tak okropne, że właściwie byłem gotów zrezygnować. To były skecze, aktorzy się wygłupiali. Ja inaczej pojmuję komedię, aktorzy nie mają prawa, nie mogą się wygłupiać — zdradził w rozmowie z Plejadą.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Artur Barciś nie widział siebie w sitcomie, który wyglądałby podobnie, jak odnoszący sukcesy "13. posterunek". Wyznał, że jeśli "Miodowe lata" miałyby być w kręcone w podobnej konwencji, nie zaangażowałby się w to przedsięwzięcie.
Czytaj też: Tak śpiewa Daniel Martyniuk. Zenek będzie dumny?
Swoimi uwagami podzielił się z reżyserem odpowiedzialnym za planowanie tego projektu. Maciej Wojtyszko potraktował je poważnie i zapewnił, że polska wersja "Miodowych lat" będzie wyglądała zupełnie inaczej.
"Słuchaj, w ogóle się nie bój. Bo my to zrobimy zupełnie inaczej, jak dramat. I to będzie śmieszne" - powiedział.
"Miodowe lata" były kręcone na żywo. Barciś nie mógł zapominać tekstu
Tak rzeczywiście się stało. Gra całej obsady sprawiła, że widzowie odnosili wrażenie, jakby bohaterowie nie widzieli nic śmiesznego w swoich przygodach. Być może właśnie dlatego sitcom wciąż cieszy się popularnością, choć w telewizji emitowane są jedynie powtórki.
Artur Barciś nie ukrywał, że ambitniejsze podejście wymagało od niego większej dyscypliny. Wszak przebój Polsatu był kręcony z udziałem publiczności, a on musiał co tydzień skrupulatnie uczyć się tekstu, bo nie było miejsca na duble.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.